środa, 29 maja 2013

5.Twarzą w twarz



- Czy kiedy dawałem ci te zeszyty, nie prosiłem, żeby wróciły do mnie w takim samym stanie, w jakim je dostałeś?
Starannie modulowany i pozornie spokojny głos Billa wpędził Toma w jeszcze większe poczucie winy. Chociaż Czarny wyglądał jak oaza spokoju, jego oczy zdradzały tłumione emocje. Dredziarz był pewny, że on zaraz wybuchnie i to nie będzie przyjemne, a przecież po raz pierwszy naprawdę nie chciał go drażnić!
Spojrzał na niego ze skruchą.
- Przepraszam – powiedział szczerze. – Naprawdę, NAPRAWDĘ nie chciałem tego zrobić. To był wypadek. Tylko wypadek. Wierzysz mi, prawda?
Oczy Billa ciskały błyskawice.
- Przestań robić te pieprzone oczy kota ze Shreka. Moje notatki nadają się na śmietnik!
- Przepiszę ci je, dobra? Co, też nie? Co mam w takim razie zrobić?
- Nie ruszać się! – warknął Bill, podciągając rękawy bluzy.
- No, ej, Bill. – Tom podniósł ręce w poddańczym geście. – Wcale nie musiałem cię przepraszać, nie?
- Jeszcze słowo, a naprawdę dostaniesz w zęby!
Dredziarz westchnął głęboko. Coraz więcej osób przyglądało im się z ciekowością To była chyba pierwsza ich tak długa rozmowa, która nie skończyła się jeszcze bójką.
Bill ze skrzywioną miną włożył do plecaka zeszyty z kartkami posklejanymi sokiem pomarańczowym. Spiorunował Toma wzrokiem.
- Nigdy więcej nie pożyczę ci ze… Nic ci nie pożyczę!
- Postawię ci pizzę, ok? Na jaką masz ochotę?
- Taką z twoją krwią zamiast ketchupu – warknął Bill, odwracając się na pięcie.
- To kiedy idziemy?
- Wrr…!
Czarny odszedł. Nie wiedzieć czemu, przypominał Dredziarzowi chmurę gradową.
- Już jesteście pieprzonymi przyjaciółmi?
Tom zerknął na Bobby’ego, który patrzył na niego ze złością. Dredziarz prychnął.
- Prędzej piekło zamarznie niż ja zostanę jego przyjacielem. To już jednak nie twoja sprawa.
- Wolisz tego lachociąga niż mnie za kumpla?
- Na to wygląda.
Bobby skrzywił się, ale wyraźnie nie zamierzał wdawać się w dalsze dyskusje. Odszedł bez słowa.

Tom padł na parkiet zdezorientowany, czując ciepłą ciecz spływającą mu po twarzy. Patrzył wprost na równie zdezorientowanego Billa, który stał naprzeciwko niego w odległości jakichś dwóch metrów i wyglądał, jakby naprawdę nie wiedział, co właśnie się stało.
Mieli właśnie wychowanie fizyczne. Tego dnia grali w kosza i byli w przeciwnych drużynach. Chociaż Bill nigdy nie czuł się zbyt dobrze, gdy musiał grać w coś na lekcjach, starał się nie przegrać z Tomem. Tak jednak wyszło, że akurat kiedy rzucał mocno do kolegi – zapewne bał się, że nie dorzuci tych kila metrów, pięć, zdaje się – Dredziarz stanął piłce na drodze i zarobił w nos. Niechcący, oczywiście.
– Myślałem, że żartowałeś, jak mówiłeś o tej pizzy – mruknął Tom, ocierając krew. – Uciekaj.
– Co? – zdziwił się Bill.
– Za dziesięć sekund wstanę i cię zamorduję za uszkodzenie mojej pięknej twarzy. Teraz jeszcze możesz uciec.
Czarny prychnął, wyraźnie nie mając takiego zamiaru.
A potem Tom naprawdę rzucił się na niego z pięściami.

„Skoro stosowanie się do zasad jest dla was takie trudne do opanowania, zaplanowałem specjalne lekcje wyrównawcze, które wam w tym pomogą.”
To właśnie powiedział dyrektor, kiedy wylądowali u niego na dywaniku. Gdy to usłyszeli, żaden z nich nie wiedział, o co chodzi. Dowiedzieli się po lekcjach, gdy zostali zaprowadzeni do sprzątaczki, a potem dostali po mopie i musieli umyć cały parter. Obaj westchnęli jak jeden mąż i zabrali się za mycie.
– To twoja wina – powiedział Tom.
– Nie – odparł Bill.
– Tak.
– Nie.
– Tak.
– Nie.
– Twoja.
– Nieprawda!
– Prawda!
– Sam mnie uderzyłeś!
– Bo mnie do tego zmusiłeś!
– Ja jakoś nie strzeliłem cię w pysk, gdy zobaczyłem moje zeszyty, choć Bóg mi świadkiem, że miałem na to wielką ochotę.
– Walnąłeś mnie piłką.
– Niechcący.
– Akurat!
– Naprawdę!
– Jasne.
– No, tak!
– Nie!
– Tak!
– Nie!
– Tak!
– MOŻECIE PRZESTAĆ?!
Obaj spojrzeli w bok, gdzie stał dyrektor, masując sobie skronie.
– Dostałem migreny od tego waszego biadolenia, a tylko przechodziłem korytarzem.
– Przecież rozmawianie nie jest karalne – zauważył Tom.
– Dla was jest. Cisza albo naprawdę się wkurzę.
Mężczyzna odszedł, prychając z irytacji. Tom i Bill spojrzeli na siebie, po czym westchnęli tylko i zabrali się do roboty. Zapowiadał się długi dzień.
Na szczęście całkiem szybko uwinęli się w pracy, burcząc na siebie. Gdy wychodzili ze szkoły, Bill pośliznął się na mokrych od deszczu schodach, pokonując ostatnie stopnie na tyłku. Kiedy jęczał cicho z bólu, trzymając się za tyłek, Tom niemal też spadł ze schodów, ale ze śmiechu.
– Bardzo, kurwa, śmieszne.
Bill wyglądał genialnie, siedząc na mokrym betonie z złączonymi kolanami i szeroko rozstawionymi stopami, ukrytymi pod czarnymi, modnymi trampkami oraz z nisko pochyloną głową.
Dredziarz, wciąż się śmiejąc, objął Billa ramionami w pasie i postawił go na nogi.
– Sierota – mruknął chłopak rozbawiony.
Bill wyrwał mu się wyraźnie zły. Jego oczy były lekko zaszklone od łez, a warga zagryziona pomiędzy równe, białe zęby. Tom niemal skamieniał, widząc go takim. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek ujrzy taką minę na tej twarzy.
– W porządku? – zapytał.
Czarny skrzywił się.
– Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że się martwisz.
Tom wzruszył ramionami i powoli puścił kolegę z klasy. Mimowolnie przed oczami stanął mu obraz Billa masturbującego się na łóżku w pokoju i poczuł suchość w gardle. Potrząsnął głową, próbując odgonić od siebie niechciane myśli. Nie było z nim dobrze, skoro nie potrafił nad tym zapanować.
Zdecydowanie niedobrze!
– Cześć!
Dredziarz spojrzał na chłopaka, który właśnie poszedł w kierunku jakiegoś auta ze skrzywioną miną. Miał ochotę się śmiać.

Kolejny tydzień minął spokojnie. Za spokojnie, bo wszyscy koledzy z klasy dziwnie na nich patrzyli. Zazwyczaj mieli jakiekolwiek spięcie, choćby małe. Cokolwiek. Nic więc dziwnego, że po tygodniu wreszcie do czegoś… doszło. Starcie było, ale… nie pomiędzy Kaulitzami.
Zaczęło się od tego, że Tom schodził po schodach z kubeczkiem ciepłej herbaty i ktoś trącił go, przez co kubek wyśliznął mu się z ręki i… wylądował na głowie szatyna, wchodzącego po równoległych schodach do góry. Kaulitz znieruchomiał, prawie to samo zrobili wszyscy inni. Przełknął głośno ślinę, gdy wściekły chłopak spojrzał na niego z mordem w oczach. Nie był to zwykły uczeń. Znali go wszyscy. Cieszył się dość nieciekawą reputacją, bo zwyczajnie nie bał się rozkwasić komuś nosa, gdy coś mu się nie podobało. Jego glany wyglądały na niezwykle solidne i były zbyt pospolite, żeby uznać je za broń, ale zdecydowanie godne tego miana.
– Em… Przepraszam – powiedział niepewnie Kaulitz.
– Już nie żyjesz! – warknął chłopak.
Tom nie był tchórzem, ale nie chciał znowu wylądować w gabinecie dyrektora. Zwłaszcza, że ten był ojcem nieobliczalnego szatyna. Odwrócił się na pięcie i zaczął uciekać.
– Wracaj, ty tchórzu! – wrzeszczał nieznajomy, wyraźnie nie mając zamiaru odpuścić.
Lepiej nie, pomyślał Dredziarz. Zbiegł pospiesznie po innych schodach, przeskakując po dwa stopnie. Wszyscy odskakiwali jak oparzeni, tylko jeden Bill, który siedział sobie i czytał, nie zwrócił na niego uwagi. Tom nie zdążył go dostrzec na czas, potknął się o niego i wywinął zgrabnego fikołka akurat na półpiętrze, prosto pod nogi zaskoczonego dyrektora. Szatyn aż zatrzymał się na szczycie schodów wyraźnie zaskoczony tym, co się stało.
Zadzwonił dzwonek.
– Ty, ty i… ty – wskazał na szatyna, zbierającego się z podłogi Dredziarza i zaskoczonego całą sytuacją Billa. – Do mojego gabinetu. Natychmiast!
– A ja czemu? – spytał Bill oburzony.
– Bo mam taki kaprys! W tej chwili!
Szatyn wyglądał na wściekłego, ale posłusznie poszedł za swoim ojcem do jego gabinetu. Czarny ze złością zamknął książkę i spojrzał z mordem w oczach na Toma.
– Coś ty znowu zrobił? – warknął do Dredziarza.
– Nic – odparł.
– To nic wylądowało na mojej głowie, ofiaro – warknął szatyn. – Jeszcze mi za to zapłacisz.
Bill spojrzał na posklejane w jednym miejscu włosy chłopaka.
– Skoro to ty oberwałeś, to ty jesteś ofiarę – odparł Bill.
Tom spojrzał na niego z miną „nie prowokuj go, to wariat!”, ale Czarny zignorował go.
– CO?!
– To, co słyszałeś – powiedział Bill spokojnie. – To przez ciebie teraz wszyscy mamy kłopoty.
– Jasne, najlepiej wszystko zwalić na kogoś.
– Przecież taka jest prawda, po co się wypierać?
– Bill… – mruknął Dredziarz.
– O, wiesz, jak mam na imię? Zamknij się, co?
– Ale…
– Możecie się przymknąć? – warknął dyrektor, wpuszczając ich do swojego gabinetu. – Już chyba mówiłem, że w mojej obecności macie zakaz gadania. – Usiadł na swoim obrotowym krześle i spojrzał na nich nieprzychylnie. – Wiecznie z waszą trójką jakieś problemy. Naprawdę, brak mi już do was słów. Żadne kary widać nie są dla was zbyt surowe, skoro nie potrafią was powstrzymać od robienia głupot.
– Ale, tato…
– Georg, bądź tak miły i się przymknij. Nie będę tolerował twojego zachowania tylko dlatego, że jesteś moim synem. To szkoła i zachowuj się jak uczeń. A wy…
Ktoś zapukał, a potem drzwi się otworzyły i weszła jedna z nauczycielek z kolejnym uczniem. Gdy dyrektor go zobaczył, wzniósł oczy do nieba.
– Co tym razem? – zapytał mężczyzna.
– Ukradł sprawdziany, kiedy wyszłam na chwilę z klasy – powiedziała oburzona. – Próbował dopisać poprawne odpowiedzi.
– Zajmę się tym, Marto. Możesz wrócić do klasy.
– Cała wielka czwórka w komplecie. Och, jesteście pewni, że nie chcecie zmienić szkoły? Kaulitz, serio, mam już dość waszych wybryków. Wierzcie mi, dobrze wiem, co wyrabiacie, nawet jeśli nauczyciele na was nie donoszą. Jesteście utrapieniem, odkąd się tutaj pojawiliście. Tak bardzo przeszkadza wam wspólne nazwisko, że prawem pięści chcecie rywala go pozbawić? Dziecinada. Hagen, zachowujesz się jak bachor. Przestań wreszcie straszyć i bić młodszych uczniów!
– Nikogo nie biję! Powinieneś mi wierzyć!
– Jak mam ci wierzyć, skoro sam cię nakryłem na próbie pobicia pierwszoklasisty?
– Nie wygląda na takiego, nawet jest ode mnie wyższy…
– Hagen, na Boga!
– Poza tym, wylał mi na głowę picie.
– Przypadkiem! – wykrzyknął Tom.
– Jak można zrobić coś takiego przypadkiem?! I to akurat na moje włosy?
– Spokój! A co do ciebie… Gustav, bożyszcze z klasy drugiej. Nasza mała zakała jeśli chodzi o naukę. Zamiast kraść kartkówki, poproś rodziców o dobrego korepetytora z matmy, bo w tym roku nie pozwolę, żebyś napisał sierpnia. Skoro praca w szkole wam nie pomaga, zostaniecie na dwie godziny po lekcjach w sali numer 207 razem z panią Poop. W absolutnej ciszy, po prostu siedząc i myśląc o tym, jak naprawić swoje winy. Może siedzenie w miejscu będzie dla was wystarczającą karą. A teraz żegnam, póki jeszcze jestem w miarę spokojny.
Cała czwórka wyszła z gabinetu. Gustav westchnął tylko. Wyglądał na przybitego.
– Super, artyści. Cholera, przez was muszę dzwonić do mojego menadżera – narzekał Bill, wyciągając telefon.
– Menadżera? – Georg uniósł zaczepnie brwi. – A kim ty, kurwa, jesteś?
– Modelem – wtrącił Tom.
– Halo? Hej, mam szlaban w szkole, musicie przesunąć sesję o jakieś dwie godzinki…
Bill odszedł kawałek, a Tom spojrzał na nieznajomego chłopaka.
– Masz problemy z matmą? – zapytał.
Gustav wzruszył ramionami. Tom spojrzał na syna dyrektora.
– Hagen, tak? Pomóż mu.
– Czemu ja? – spytał szatyn. Wciąż wyglądał na wściekłego.
– Bo jesteś najstarszy i już przerobiłeś ten materiał. Ja i Bill jeszcze się tego nie uczyliśmy.
– Nie mam ochoty.
– Będziemy siedzieć jak debile przez dwie godziny, co ci szkodzi?
– Nie mam zamiaru przebywać w waszej obecności dłużej niż to absolutnie konieczne.
– W porządku – powiedział cicho Gustav i uśmiechnął się lekko. – Dam sobie radę. Do zobaczenia po lekcjach.
Gdy chłopak odszedł, Tom spojrzał z naganą na szatyna.
– Jesteś sukinsyn – a potem odszedł. Bill też skończył rozmawiać i wszyscy poszli na lekcję.
Gdy skończyli zajęcia, stawili się zgodnie do sali. Usiedli osobno w ławkach. Bill wyciągnął sobie książkę, Tom kartkę, Hagen spał na ławce, a Gustav patrzył w okno. Nauczycielka sprawdzała jakieś prace, bo również siedziała cicho i nawet nie zwracała uwagi na to, co robią.
Tom skończył rysować i zachichotał cicho. Obrócił się do tyłu i położył kartkę przed Billem. Rysunek przedstawiał Czarnego, ale ten miał ogon, rogi, czerwone oczy i obcasy. Bill walnął go w ramię. Gustav spojrzał na nich ze zdziwieniem.
– Z czym masz problem? – spytał Tom cicho. – Może ktoś jednak ci pomoże z tą matmą.
– Dam sobie radę, nie przejmuj się.
– Na pewno? Mogę pomóc ci kogoś poszukać.
– Nie, w porządku. Serio. Właściwie, co się tak przejmujesz?
Tom wzruszył ramionami.
– Po prostu. Skoro masz problem, chciałbym ci pomóc go rozwiązać.
– Daj spokój, poradzę sobie. To tylko głupia matma. I nie jest ze mną aż tak źle, jak on sugerował.
– Ten „on” to mój ojciec, trochę szacunku, co? – wtrącił się Hagen.
– Ja akurat nie byłbym dumny z takiego ojca – odgryzł się Dredziarz.
– Czy ty naprawdę chcesz dostać w pysk?
– Nie krępuj się – mruknął Bill.
– Spokój, chłopcy.
Cała czwórka spojrzała na nauczycielkę, która patrzyła na nich ze zmarszczonymi brwiami. Odwrócili się przodem do niej, a kiedy wcisnęła nos między kartkówki, z powrotem poodwracali się do siebie.
– Co tam bredziłeś o tym szacunku? – zapytał Dredziarz. – A tak właściwie, to nie wyglądałeś na osobę, która go jakoś przesadnie szanuje. Boli cię, że cię nie faworyzuje?
– Chyba raczej, że mu nie wierzy – rzucił Bill. – Żadna nowość.
Hagen skrzywił się i spojrzał na Czarnego z niechęcią.
– Na za dużo sobie pozwalasz. Myślisz, ze jak jesteś jakimś pieprzonym modelem to możesz innych ustawiać?
– Kpisz sobie? Jak na dłoni widać, że masz ze starym problemy. Zamiast wyżywać się na innych, lepiej pomyśl, jak to załatwić. Poza tym, to, że jesteś starszy nie oznacza, że mądrzejszy. To zresztą też widać jak na dłoni.
Szatyn poczerwieniał na twarzy ze złości. Dredziarz spojrzał na Czarnego z niejakim podziwem – on sam wolał nie prowokować tego narwańca. Nie był pewien, czy warto. Nie spieszyło mu się zbytnio do bicia. Właściwie, interesowały go tylko potyczki z Billem i sam nie wiedział, dlaczego.
– Prosisz się o ból – warknął Hagen.
– Spróbuj szczęścia – odparł Bill.
Przemawiali się po cichu aż do końca kary. Gdy wychodzili ze szkoły, nie skakali sobie do gardeł, bo nie chcieli, żeby dyrektor ich zobaczył w takiej sytuacji.
Po Billa podjechał czarny samochód. Chłopak wsiadł do niego i po chwili już go nie było.
– On naprawdę jest modelem? – zapytał Gustav.
– Mmm – odparł Tom. – I cholernie lubi zadzierać nosa.
– Ale lubisz go, co?
Dredziarz spojrzał na chłopaka jak na wariata.
– Żartujesz sobie?! Nie znoszę go. Ciągle się żremy.
– Wyglądało to trochę inaczej – powiedział z rozbawieniem. – W każdym bądź razie, dzięki za to, że chciałeś mi pomóc. Jesteś pierwszą osobą, która mi to zaproponowała.
– Szkoda by było, żebyś zawalił rok.
– Wiem. I naprawdę dzięki.
Tom skinął głową z lekkim uśmiechem.
– Muszę już iść – powiedział Gustav.
– Widzimy się jutro? – zapytał Tom.
Chłopak spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, a potem skinął głową.
– Jasne, byle nie w kozie.
Tom zaśmiał się.
– Racja. Więc do zobaczenia.
– Nom, cześć.
Dredziarz nagle stanął, czując ogarniającą go panikę. Jego serce zabiło mocno, a potem stanęło w jednej chwili. Przez chwilę miał problemy ze złapaniem oddechu i nie wiedział, co się dzieje.
– Tom?
Gustav podszedł do niego i przytrzymał, zanim chłopak osunął się na ziemię. Dredziarz kaszlnął i zaczął nabierać gwałtownie powietrza, nie mając pojęcia, co się stało.
– Tom? Masz problemy ze zdrowiem? Zadzwonić po lekarza?
Chłopka pokręcił przecząco głową, oddychając ciężko. Czuł zimny pot spływający mu po plecach.
– Już… Już ok – powiedział. – To po prostu… Bill.
– Bill?
– Co?
Gustav zmarszczył brwi.
– Powiedziałeś „Bill”.
– Naprawdę? – Dredziarz potarł spocone czoło. – Nie wiem, czemu o nim pomyślałem. Po prostu…
– Często ci się to zdarza?
– To był pierwszy raz.
– Może lepiej idź do lekarza?
– Jeśli się powtórzy, to pójdę. Dzięki.
– Odprowadzić cię?
– Nie, dam sobie radę.

Bill siedział znudzony w aucie. Miał przed sobą całą godzinę jazdy, zanim wreszcie dotrą na miejsce. Po siedzeniu w tej głupiej kozie miła już dość plaszczenia tyłka, ale nic nie mógł na to poradzić.
Spojrzał w bok i ułamek sekundy później coś uderzyło w nich z dużą prędkością z drugiej strony. Nie zdążył krzyknąć, a zanim pomyślał o tym, co się stało, samochód przekoziołkował kilka razy i zatrzymał się na dachu.
Czarny jęknął cicho, z trudem otwierając oczy. Odwrócił głowę, czując, że wbija mu się w nią szkło. Głowa trochę go bolała, ale udało mu się strzepać szkło z włosów. Auto było tak zgniecione, że miał problemy przekręcić się na brzuch, nawet mimo tego, że był taki szczupły. Gdy mu się to udało, wyczołgał się na drogę przez bagażnik, gdzie również nie było szyby. Poranił sobie dłonie, kolana oraz biodra, ale udało mu się wyjść z samochodu. Gdy był już dalej, odetchnął. Wciąż był w szoku.
Zdał sobie sprawę, że nigdzie nie widzi kierowcy. Z trudem dźwignął się na nogi i podszedł do samochodu tam, gdzie spodziewał się go zastać. Wytężając wszystkie siły, wyciągnął nieprzytomnego mężczyznę z wraku samochodu. W oddali słyszał wycie syren karetki  i straży pożarnej. Sprawdził, czy mężczyzna oddycha i stracił przytomność, nie mając pojęcia, że jego brak bliźniak instynktownie zareagował na jego wypadek.

***
Wiem, jestem okropna i dodaję to o tydzień za późno, ale naprawdę nie dało się wcześniej. Mam nadzieję, że chociaż się Wam podobało.
Pozdrawienia (z Holandii)!



9 komentarzy:

  1. Tak myślałam, że coś się stanie z Billem, jak Tom miał trudności z oddychaniem :D Opowiadanie, mimo iż twoim zdaniem "nie masz weny" do niego wychodzi cudowne
    Pozdrawiam(z Polski)! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten wypadek.. nie mogę się doczekać kolejnej części już

    Pozdrowienia (z Niemiec)!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Kiedy źle się poczuł, wiedziałam, że Bill miał wypadek. Mam nadzieję, że Czarny z tego wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tom jest słodki. Bill uroczy. Są siebie warci. xD
    Tak jak poprzedniczki, też spodziewałam się, że coś stało się Billowi, ale myślałam, że Tom przybiegnie mu na ratunek. Na białym koniu, w lśniącej zbroi. Ach, ta wyobraźnia... xD
    Chciałabym, żeby moje opowiadania "na które nie mam weny" wychodziły w połowie tak dobrze jak twoje. Marzenia.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrowienia (z Francji)!
    Kamilia

    OdpowiedzUsuń
  5. Zarąbisty wątek ze szkołą, ekstra końcówka i czekam na cd :)

    OdpowiedzUsuń
  6. gdy przeczytałam 'Georg'- pomyślałam ' jeszcze tu Gustava brakuje' hahaha bd wróżką ;p kochana powiem ci coś szczerze- to nic że nie miałaś weny, i tak cię kocham (i twoje opo też!) bo masz naprawdę talent :*

    OdpowiedzUsuń
  7. eh ileż można o tokio hotel opowiadań robić to już sie nudne robi . każde opowiadanie zlewa mi sie z wcześniejszym i serio dizie zgłupieć od tego . szkoda że nie możesz zrobić jakis opowiadan bardziej pikantnych z jakimiś fajnymi postaciami jak w 'odkryć siebie' czy w 'granice' zdecydowanie lepsze to niż jakieś kazirodcze związki...

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne i co tam, że o tydzień spóźnione... Warto było czekać ;)
    Pozdrawiam!

    PS. Tylko nie wróć do Polski na haju xD

    OdpowiedzUsuń
  9. No i doczekałam się duetu G&G. Szkoda tylko, że dyrektor nie zamknął ich w sali muzycznej.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)